Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańsk w serialu „Motyw”. To kryminał o naszych czasach?

Ryszarda Wojciechowska
Można nawet żartobliwie powiedzieć, że Gdańsk ostatnio ma parcie na szkło. Nie tylko to serialowe, ale także filmowe. Ale też sami filmowcy odkrywają Gdańsk dla swoich produkcji i zaglądają tu z kamerą coraz częściej. Jeden z producentów, zachwalając nasze miasto, mówi, że kamera je kocha. Łódź ma swojego komisarza Alexa, a Sandomierz detektywa w sutannie ojca Mateusza. Czy policjant Paweł Szulc z najnowszego serialu „Motyw” będzie się kojarzyć z Gdańskiem? Jest taka szansa.​

"Motyw” to nowy serial, który zadebiutował w miniony wtorek w TVN. Gdańsk gra w nim jedną z głównych ról.

Ale miasto, żeby zagrać, musiało zapłacić kilkaset tysięcy złotych, uznając w ten sposób, że ekran serialowy to dobry sposób na promocję gdańskich widoków i klimatu.​

Można nawet żartobliwie powiedzieć, że Gdańsk ostatnio ma parcie na szkło. Nie tylko to serialowe, ale także filmowe. Wystarczy wspomnieć takie produkcje, jak „Człowiek z nadziei” Andrzeja Wajdy, z Robertem Więckiewiczem w roli Lecha Wałęsy, „Układ zamknięty” Ryszarda Bugajskiego z Januszem Gajosem, czy komedię romantyczną „Miłość jest wszystkim” z Mateuszem Damięckim i Joanną Kulig. Nie mówiąc już o epizodach serialowych miasta w „Diagnozie” czy w „Prawie Agaty”.

Ale też sami filmowcy odkrywają Gdańsk dla swoich produkcji i zaglądają tu z kamerą coraz częściej. Jeden z producentów, zachwalając nasze miasto, mówi, że kamera je kocha.

Chcemy nowoczesnych widoków? Mamy. Pragniemy zdjęć starego miasta? Są na wyciągnięcie ręki. No i jeszcze to morze, które widzowie tak bardzo kochają

- tłumaczy. ​

Teraz widzimy Gdańsk w serialu „Motyw”. Jest więc morze, Wyspa Spichrzów, okolice ulicy Elektryków itd. A pierwszy odcinek rokuje nadzieje na to, że to nie będzie tylko dobrze pokazany chwilami Gdańsk, ale niezły serial kryminalny. A nie w stylu... zabili go i uciekł. ​

Dwa plany

Akcja dzieje się w Gdańsku na dwóch planach czasowych. Pierwszy plan to 1989 rok, kiedy obserwujemy bohaterów jeszcze bardzo młodych. I plan współczesny, kiedy oni się już w życiu ustawili ale, jak się okazuje, nie rozliczyli się całkiem z przeszłością. I ta przeszłość wraca do nich w dramatycznych okolicznościach. ​

Serial zaczyna się strzelaniną w gdańskim klubie „Meduza”. Ofiarami są właściciele tego klubu: Luiza (Małgorzata Kożuchowska) i jej mąż Maks (Andrzej Konopka). Główną podejrzaną jest Anna, zwana „Czarną” - przyjaciółka pary z czasów szkolnych i pracownica klubu. Wszystko wydaje się na początku proste - są ofiary strzelaniny, jest podejrzana. Brakuje tylko tytułowego motywu.​

Komisarz nieoczywisty

Ale jest przede wszystkim on - gdański komisarz Paweł Szulc, który prowadzi śledztwo i szuka tego motywu. W tej roli - Michał Czernecki, aktor głównie serialowy (widzieliśmy go m.in. w „Diagnozie” czy „Ślepnąc od świateł”).​

I to na nim wydaje się być na początku zawieszony serial. Bo Szulc to komisarz nieoczywisty, postać nietypowa, której życie rozdarte jest między pracą a rodziną. Chodzi w prochowcu, nie tak wymiętym jak prochowiec porucznika Columbo, a zamiast cygara zażywa często tabakę. O ile w pracy odnosi sukcesy, o tyle z życiem prywatnym nie do końca daje sobie radę. Nie ma czasu dla żony, podobnie jak dla starszej córki. Najważniejszy dla niego w rodzinie jest kilkuletni, autystyczny syn. Szulc jest trochę pracą zmęczony, ale komediowe akcenty w jego wypowiedziach ratują go przed parodią znużonego wszystkim policjanta.​

Sam Michał Czernecki przyznaje, że w tym serialu ma wymarzone partnerki do grania - Małgorzatę Kożuchowską i Agnieszkę Grochowską. Temperamenty obu aktorek są tak różne, że dzięki temu wykreowały one osobiste światy swoich postaci.​

Najpierw Danuta

Grochowska, czyli serialowa „Czarna”, to postać trochę dzika, która po doświadczeniach z młodości obiecała sobie, że już nigdy nie będzie ofiarą. Przebojowa w dorosłym życiu, ale też w pewien sposób połamana tym, co się wydarzyło w przeszłości. Dla aktorki plan w Gdańsku nie jest nowością. Wcześniej grała Danutę Wałęsę w „Człowieku z nadziei”, a potem w komedii romantycznej, również osadzonej w naszym mieście pt. „Miłość jest wszystkim”. Teraz wcieliła się raczej w szwarccharakter, który rzadko występuje w jej filmowo-serialowym repertuarze, ale jak zapewnia, w takiej roli czuje się jak ryba w wodzie.

Kobieta kameleon

Druga bohaterka „Motywu” grana przez Małgorzatę Kożuchowską, czyli Luiza Porębska, była najpierw policjantką, a kiedy odeszła z policji, stała się właścicielką klubu „Meduza”. W młodości była osobą zamkniętą w sobie, zdominowaną przez matkę. I dopiero po spotkaniach z „Czarną” zmieniła swoje nastawienie do ludzi i życia. Kożuchowska pytana w mediach o swoją postać, odpowiada, że jest to bohaterka nieodgadniona i trudno ją określić prostymi słowami, że jest dobra albo zła. ​

- To kobieta kameleon, kobieta zagadka - tłumaczy. ​

„Motyw” już w pierwszym odcinku pokazuje nam, że to nie jest opowieść tylko o tym, kto strzelał. Ale przede wszystkim o tym, że sprawy z przeszłości wracają do nas jak bumerang. I czasami z bardzo dramatycznym finałem. A główne pytanie brzmi - kto kłamie i kto miał motyw?​

Reżyserem serialu jest Paweł Maślona, młody, ale już z sukcesem filmowym na koncie, jakim był jego debiut filmowy „Atak paniki”. Maślona długo dawał się prosić o wejście w świat serialu. Ale skusił się, bo dla niego, jak mówił, to coś nowego. I nie jest to klasyczny serial kryminalny, wyjaśniał, ale przede wszystkim to ludzki dramat. Dramat o tym, jak to przeszłość puka do naszych drzwi i żąda, żeby się z nią zmierzyć. ​

Już w pierwszym odcinku serialu fani Maślony i „Ataku paniki” mogą dostrzec jego „charakter pisma”, czyli łączenie spraw poważnych z komediowymi akcentami. Ani postaci, ani dialogi nie są w „Motywie” koturnowe, co jest częstym grzechem polskich seriali, nie tylko tych kryminalnych. ​

Trochę historii

„Motyw” to dziesięć odcinków. Każdy trwa godzinę, nie licząc dwóch, długich przerw na reklamy, które - niestety - wytrącają trochę widza z akcji. Miejmy nadzieję, że serial zostanie tak dobrze przyjęty, jak dwa inne seriale sprzed lat, które się bardzo mocno z Gdańskiem kojarzą. ​

Pierwszy to „S.O.S.” w reżyserii Janusza Morgernsterna, ​7-odcinkowy, dziś jest przykładem dobrej sensacji sprzed lat. Szkoda, że tak rzadko się do niego wraca.​

Głównym bohaterem jest gdański radiowy dziennikarz, który prowadzi audycję dla ludzi szukających rady i pomocy. Kiedy znika jego córka, postanawia zbadać sprawę. Rusza tropem innych zaginionych dziewczyn. ​

Atutem tego serialu są przede wszystkim aktorzy, który w nim zagrali. W dziennikarza Rafała Kostronia wcielił się Władysław Kowalski, też tworząc postać nietuzinkową, podobnie jak Marek Walczewski, który stworzył niezwykle ciekawego mordercę-psychopatę. Poza tym wystąpili m.in. Maja Komorowska, Grażyna Barszczewska, Roman Wilhelmi, Jan Englert, Piotr Fronczewski, Krzysztof Kolberger, a także w jednej z epizodycznych ról Stefan Friedmann, który kilka lat później zagrał główną rolę w innym, kryminalnym serialu, z akcją w Gdańsku pt. „Na kłopoty Bednarski”. ​

„S.O.S.” to także znak tamtych czasów. Kręcono go w 1974 roku, w czasach gierkowskiej propagandy sukcesu. Reżyser Janusz Morgernstern opowiadał, że na początku obawiano się tego serialu, bo temat, czyli produkcja pornograficznych zdjęć i wykorzystywanie do tego dziewczyn, nie licował z socjalistyczną moralnością. Ale w końcu zdecydowano się. ​

Z rozrzewnieniem patrzymy na tamten Gdańsk lat 70., a także na inne miejsca w Trójmieście, gdzie też kręcono. Z sentymentem patrzymy na redaktora Kostronia, który poruszał się małym fiatem, a nagrywał wszystko na duży magnetofon szpulowy. ​

Inny wydźwięk ma serial „Na kłopoty Bednarski”. Nie tylko dlatego, że Stefan Friedmann wprowadzał trochę humoru w niełatwe życie swojego bohatera, czyli prywatnego detektywa. Ale ten serial nakreśla nam czasy Wolnego Miasta Gdańska, „brunatnienie” życia i przeczucie nadciągającej zawieruchy wojennej. Początkowo Bednarski miał się nazywać Piekarski. Ale podobno przestraszono się skojarzeń z „Piekarskim na mękach”.​ Bednarski Friedmanna jest odważny, nie boi się bić i nie boi się też dać obić, ma dystans do siebie i ironiczne podejście do innych, czyli bohater, jakiego się lubi. ​ Przypomina trochę porucznika Sławomira Borewicza z serialu kryminalnego „07 zgłoś się”, który, co prawda, epizodycznie, ale też był w Gdańsku kręcony. Jeden odcinek „Strzał na dancingu” przywodzi Borewicza i Zubka do Trójmiasta. Widzimy więc np. pięknie sfilmowaną bramę Stoczni Gdańskiej. Był rok 1981. I to ujęcie zostało. Cenzura go nie wycięła. Ale już nie podarowała ujęcia z Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Czujność cenzorska nakazała to usunąć.

Trwa głosowanie...

Czy uważasz, że powinno się wydawać pieniądze na promocję Gdańska w serialach?

dziennikbaltycki.pl
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto